Gotujecie z dziećmi? Ja często, czasem nawet za często. Przeważnie to lubię, ale czasem gdy mąka fruwa po kuchni, a ciasto przykleja do ściany, bardzo się złoszczę. Gotowanie z dziećmi nie jest łatwe. Konieczny jest dobry nastrój, pełen relaks i zaawansowany tumiwisizm w kwestii porządku. O dziwo nie potrzeba wielkiej kuchni, choć znacznie ułatwia to sprawę. Trzeba się z góry nastawić na sprzątanie, straty w produktach lub szklankach. Ma to jednak swoje plusy. Wspólnie spędzony czas, rozrywka dla maluchów, nauka, okazja do rozmowy, niezapomniane wspomnienia.
Uważam, że każdy powinien umieć gotować. Nie żeby zaraz był jakimś mistrzem noża i widelca z białą czapą na głowie, w fartuchu i łyżką za paskiem. Wystarczy, że potrafi przyrządzić sobie podstawowe dania, choćby jajecznicę. Przerażeniem napawa mnie myśl, że moi synowie mogliby czekać na mamę czy kiedyś żonę wracającą z pracy, aby napełnić brzuszki czymś ciepłym. O nie!!! Do garów!
Na szczęście chłopaki chętnie garną się do gotowania. Najczęściej robimy razem, a coraz częściej sami robią (bez gotowania rzecz jasna) kluski z twarogu. To ulubiony posiłek dzieci w naszej rodzinie od pokoleń. Mamy w nich sporą wprawę i muszę przyznać, że sama je chętnie podjadam. To fajna zabawa w mieszanie składników, kulanie wałeczków i cięcie na kawałki.
Następne w kolejności są ciasteczka i ciasta wszelkiego rodzaju. Rozbijanie jajek, sypanie mąką, cukier, margaryna, olej. To dopiero gratka dla małych odkrywców. Nie wspominając o wałkowaniu i wykrawaniu kształtów. Ciasteczka i pierniczki są corocznym hitem i pomagają nam poczuć pierwsze oznaki zbliżających się świąt. Przy okazji uczę Starszaka ważenia i ułamków. 1/4 szklanki cukru czy 300 gram mąki nie są już tajemnym kodem.
Robimy też wspólnie obiady, kroimy warzywa, smarujemy kanapki, wymyślamy owocowe sałatki, "dekorujemy" pizzę.
Doszło do tego, że moje dzieciaki, rozbudzone wizją tajnych eksperymentów, biegną do kuchni na dźwięk miksera czy też tłuczka do mięsa, z dzikim okrzykiem - Ja też chcę!!! Tak, tak dobrze czytacie - tłuczka do mięsa. Nie ma to jak porozbijać kotlety czy mięsko na zrazy. Swoją drogą jest to wielka pomoc dla mamy bez bicepsów. Czy jest coś czego dzieci ze mną nie gotują? hmmm... Nie. Pomagają przy wszystkim i z dumą przyznaję, że mimo młodego wieku (7 i 3) potrafią już całkiem sporo. Czasem nawet uczą tatusia, gdy zostanie sam na placu boju.
Bywa, że nie mam ochoty, nastroju na towarzystwo w kuchni. Lubię gotować sama, to mój relaks i chwila dla siebie, by pomyśleć w spokoju, pomarzyć. Nikt nie może patrzeć mi na ręce, bo zaraz zaczynają dygotać i palcom grozi amputacja. Nie dla mnie wielkie gotowanie ze znajomymi. Dzieciaki to jednak co innego. Nie krępują mnie, nie odstraszają ich groźne warknięcia i nie dają się łatwo przepłoszyć. Sama chciałam, to teraz mam.
A co ostatnio miałam? A no właśnie to.
Zachęcam Was gorąco na posadzenie dzieciaków na blacie w kuchni, wzięcie głębokiego oddechu i pozwolenie im na pomaganie. Na pewno Was zaskoczą.
p.s.
Ostatnio najbardziej zaskoczył i jednocześnie zirytował mnie mój własny, niegotujący mąż. Upiekł takie pyszne i soczyste udka z kurczaka, że z zazdrości aż się zagotowałam. Mi nigdy takie nie wyszły! To skandal!
Uważam, że każdy powinien umieć gotować. Nie żeby zaraz był jakimś mistrzem noża i widelca z białą czapą na głowie, w fartuchu i łyżką za paskiem. Wystarczy, że potrafi przyrządzić sobie podstawowe dania, choćby jajecznicę. Przerażeniem napawa mnie myśl, że moi synowie mogliby czekać na mamę czy kiedyś żonę wracającą z pracy, aby napełnić brzuszki czymś ciepłym. O nie!!! Do garów!
Na szczęście chłopaki chętnie garną się do gotowania. Najczęściej robimy razem, a coraz częściej sami robią (bez gotowania rzecz jasna) kluski z twarogu. To ulubiony posiłek dzieci w naszej rodzinie od pokoleń. Mamy w nich sporą wprawę i muszę przyznać, że sama je chętnie podjadam. To fajna zabawa w mieszanie składników, kulanie wałeczków i cięcie na kawałki.
Kluseczki
kostka twarogu (nie musi być mielony)
jajko
cukier waniliowy
mąka
(tyle żeby się dało połączyć w jedną kulę)
Wszystko mieszamy, potem toczymy wałeczki, ciachamy je na kawałki i gotujemy w wodzie. Jak wypłyną to dajemy im jeszcze ok 2 minuty i hop na talerz. Można je jeść same lub posypane cukrem, a już najdoskonalej ze śmietaną i cukrem. Gdy w domu brak twarogu, można użyć nawet serka homogenizowanego, zwykłe danio tez się nadaje.
Następne w kolejności są ciasteczka i ciasta wszelkiego rodzaju. Rozbijanie jajek, sypanie mąką, cukier, margaryna, olej. To dopiero gratka dla małych odkrywców. Nie wspominając o wałkowaniu i wykrawaniu kształtów. Ciasteczka i pierniczki są corocznym hitem i pomagają nam poczuć pierwsze oznaki zbliżających się świąt. Przy okazji uczę Starszaka ważenia i ułamków. 1/4 szklanki cukru czy 300 gram mąki nie są już tajemnym kodem.
Robimy też wspólnie obiady, kroimy warzywa, smarujemy kanapki, wymyślamy owocowe sałatki, "dekorujemy" pizzę.
Doszło do tego, że moje dzieciaki, rozbudzone wizją tajnych eksperymentów, biegną do kuchni na dźwięk miksera czy też tłuczka do mięsa, z dzikim okrzykiem - Ja też chcę!!! Tak, tak dobrze czytacie - tłuczka do mięsa. Nie ma to jak porozbijać kotlety czy mięsko na zrazy. Swoją drogą jest to wielka pomoc dla mamy bez bicepsów. Czy jest coś czego dzieci ze mną nie gotują? hmmm... Nie. Pomagają przy wszystkim i z dumą przyznaję, że mimo młodego wieku (7 i 3) potrafią już całkiem sporo. Czasem nawet uczą tatusia, gdy zostanie sam na placu boju.
Bywa, że nie mam ochoty, nastroju na towarzystwo w kuchni. Lubię gotować sama, to mój relaks i chwila dla siebie, by pomyśleć w spokoju, pomarzyć. Nikt nie może patrzeć mi na ręce, bo zaraz zaczynają dygotać i palcom grozi amputacja. Nie dla mnie wielkie gotowanie ze znajomymi. Dzieciaki to jednak co innego. Nie krępują mnie, nie odstraszają ich groźne warknięcia i nie dają się łatwo przepłoszyć. Sama chciałam, to teraz mam.
A co ostatnio miałam? A no właśnie to.
Zachęcam Was gorąco na posadzenie dzieciaków na blacie w kuchni, wzięcie głębokiego oddechu i pozwolenie im na pomaganie. Na pewno Was zaskoczą.
p.s.
Ostatnio najbardziej zaskoczył i jednocześnie zirytował mnie mój własny, niegotujący mąż. Upiekł takie pyszne i soczyste udka z kurczaka, że z zazdrości aż się zagotowałam. Mi nigdy takie nie wyszły! To skandal!
Teraz to Ty mnie zirytowałaś tym pączkiem...
OdpowiedzUsuńAle to uczucie o którym piszesz w PS znam, wkrótce pewnie o tym napiszę.
Ja od zawsze najchętniej bawiłam się z dziećmi w pieczenie ciast :) bałagan wynagradzają mi nasze wypieki i to, że podwieczorek lub drugie śniadanie na drugi dzień mam z głowy :)
A takie pieczenie ciasta (na przykład) to jak piszesz kompleksowa lekcja - matematyka, czytanie, motoryka, bhp, przyroda - wszystko! :)
zawsze to okazja na coś pysznego :)
OdpowiedzUsuńNo ta puenta z mężem w całym wpisie jest doskonała :)))))))
OdpowiedzUsuńNie wiem jak to jest, ale mężczyźni mają talent do gotowania (Ci, którzy mają) :)
Witaj Maryś. Scenka z mężem jest o tyle irytująca, że on broni się przed gotowaniem rękami i nogami, a tu taka niespodzianka. Chrupiący z zewnątrz, soczysty w środku, no palce lizać. A jak pytałam jak to zrobił to ze wzruszeniem ramion odparł, że po prostu wstawił do piekarnika. Grrrr
OdpowiedzUsuń